Grażyna Smalej - urodzona w 1976 r. w Chełmie. W 1996 r. ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu. Absolwentka Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Studia w pracowni prof. Jacka Waltosia. Dyplom z wyróżnieniem w 2001 r.

W latach 1998-2001 stypendium Hansa Bernhardta (Niemcy). W 2001 roku Grand Prix Ministra Kultury w Konkursie na Obraz dla Młodych Malarzy im. Mariana Michalika w Częstochowie. W latach 2002-2004 prowadziła własną szkołę rysunku i malarstwa. Mieszka i pracuje w Krakowie. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem i projektowaniem graficznym. Ma na koncie wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Od roku prowadzi swoją galerię internetową: www.smalej.art.pl.

 

 

Jak wyglądały początki Pani przygody z malarstwem i dlaczego stało się ono Pani największą pasją?

Tak naprawdę nie miałam w dzieciństwie jakiś szczególnych zainteresowań w kierunku plastycznym. Lubiłam malować i rysować jak wszystkie dzieci. Wśród bliskich nie było artysty ani nauczyciela, który mógłby mnie poprowadzić. Wybrałam liceum plastyczne i myślę, że wtedy to był wybór raczej ujścia pewnej nadwrażliwości niż od razu zawodu artysty malarza. W liceum poznałam wiele możliwości środków plastycznego wyrazu. Skłaniałam się wtedy bardziej ku rzeźbie niż malarstwie i miałam świetnych nauczycieli, z prawdziwą pasją. Uwielbiałam też historię sztuki. Zanim jednak poczułam swoją siłę w samym malarstwie długo przeszkadzały mi niedoskonałości warsztatu i skupiona byłam głównie na jego doskonaleniu w ASP. Kiedy zobaczyłam, jak farba na moich obrazach przestaje być farbą pokochałam malowanie. Mogłam malować emocje.

Czy posiada Pani własną pracownię?

Tak. Mam pracownię urządzoną w jednym z pokoi w moim mieszkaniu.

Jaki jest przybliżony koszt stworzenia takiej pracowni? W co koniecznie musi być wyposażona, a co może być jedynie pomocnym dodatkiem?

Po pierwsze muszą być okna i musi być dosyć jasno, choć są też artyści, którzy malują przy sztucznym oświetleniu z powodzeniem. Wtedy trzeba zadbać o oświetlenie. Po drugie sztaluga – wydatek od około 300 zł. Po trzecie narzędzia - pędzle, farby, przybory do rysowania, rozcieńczalniki i inne. Na początek, trzeba byłoby wydać pewnie około tysiąca złotych na komplet farb i pędzli. Ceny są bardzo różne. W zależności od techniki w jakiej się pracuje. Malarstwo to nie tylko obrazy olejne na płótnie. To też akwarela na papierze, tempera, gwasz, pastele, akryle i wiele innych technik, wiele możliwości.

Polska nadal pozostaje krajem, w którym społeczeństwo nie jest gotowe zapłacić za obraz około tysiąca złotych. Kwota tego rzędu, wydaje się dla niektórych niepojęta. Stąd nasuwa mi się pytanie - czy z malarstwa da się żyć?

Da się, choć nie jest to łatwy kawałek chleba. Trzeba znaleźć swoich odbiorców. Mogą zapłacić dużo więcej niż tysiąc złotych jeśli obraz jest tym, którego szukają, którego są ciekawi i na który chcą patrzeć.

Jak Pani sądzi, dlaczego w Polsce często nie docenia się sztuki oraz wysiłku artysty jaki wkłada w stworzenie dzieła? Dlaczego obrazy produkowane „taśmowo” sprzedają się szybciej? Czy jedyną ich zaletą jest niska cena?

Mamy w Polsce słabą tradycję w konsumowaniu sztuki i marne przykłady mecenatu. Już Zygmunt August wolał zamówić w Belgii arrasy, aby wystroić komnaty na Wawelu choć w tym czasie mógł pozwolić sobie na płótna u działających tam wówczas wielkich mistrzów Rubensa czy Rembrandta. Myślę też, że współcześnie edukacja w tej dziedzinie jest wciąż nienajlepsza. Spotykam czasem osoby, które pomimo widocznej żarliwej reakcji boją się komentować sztukę, bo nie wiedzą jak, a na wernisaż nie pójdą, bo uważają, że trzeba mieć specjalne zaproszenie i w ogóle trzeba być kimś specjalnym i bardzo bogatym. Niestety omija je wielka radość. Jest też widoczny w Polsce brak funduszy na kulturę. Brakuje głośnych i wielkich wystaw w muzeach. Nie sprowadza się wielkich dzieł światowego malarstwa, które mogłyby być nieocenione w edukacji. Nie jest więc dziwne, że znajduje się szereg amatorów obrazków za 300 złotych, którzy nie dostrzegają i którym nie przeszkadza, że są malowane od metra i jedynym powodem, dla którego owe obrazki powstały był szybki zarobek autora.

W ostatnim czasie rynek zalewa fala artystów – amatorów i to nie tylko z dziedziny malarstwa. Dzieje się tak m.in. dlatego, że Internet daje łatwą możliwość rozreklamowania swojego talentu- mniejszego bądź większego oraz wszelkie przykłady szczęśliwców, którzy zarobili na swojej pasji, dają nadzieję na to, że „może mi też się uda”. Takie osoby często ze swojej małej pasji robią mały biznes, sprzedają swoje prace w postaci obrazów i potrafią na tym zarobić Czy są one realnym zagrożeniem dla artysty z wieloletnim doświadczeniem?

Nie. Kolekcjonerzy mają swoje upodobania i swoją wiedzę, którymi kierują się w dokonywaniu zakupu. Myślę, że wieloletnie doświadczenie artysty nie jest tak ważne jak to, co tak naprawdę robi. Jeśli ktoś maluje od zaledwie kilku lat, ale pięknie, bez fałszu i rewolucyjnie i umie jeszcze to pokazać to rynek go doceni prędzej czy później. Zatem nikt tu nie jest zagrożeniem.

Jak plasują się ceny obrazów i od czego ta cena zależy? Czy od wkładanej pracy, czy może gabarytów obrazu bądź jakości użytych materiałów do jego stworzenia?

Moje obrazy kosztują od 600 do 4500 zł. Cena zależy i od wkładanej pracy i od rozmiarów, i od techniki.

Czy jakość farb jest sprawą istotną?

Ważna jest o tyle, aby nie przeszkadzała. To kwestia zapoznania się z właściwościami poszczególnych technik, farb konkretnych producentów, pędzli i w ogóle wszystkiego co mieści się pod pojęciem warsztatu. Jeśli jednak chodzi o farby lepiej unikać tych z najniższej półki. Nie mniej ważna jest tez jakość krosien, płótna, gruntu, rozcieńczalników i innych potrzebnych rzeczy łącznie z ramą na koniec.

Czy pozyskanie zleceń jest sprawą trudną?

Trzeba robić wystawy, współpracować z galeriami, uczestniczyć w konkursach. Dobrze jest mieć własną stronę.

Jak ciężko utrzymać się na rynku?

Nie wiem, szczerze mówiąc. Nie czuję tego rynku. Mam zamówienia. Sprzedaję obrazy w galeriach, ale nie wiem czy to znaczy, że jestem i utrzymuję się na rynku. Nie mam tutaj jakiegoś szczególnie analitycznego stosunku. Jestem raczej skupiona na malarstwie, na rozwijaniu swoich środków wyrazu, realizacji projektów, a sprzedaż prac jest właściwie tego pobocznym efektem.

Jaka forma reklamy, czy to własnej osoby, czy też prac sprawdza się najlepiej?

Z obserwacji wynika, że handlowo reklama własnej osoby sprawdza się znakomicie, ale to są według mnie desperackie akty i chyba nieuczciwe.

I najważniejsze pytanie – dylemat. Czy gubić siebie i malować to, czego wymaga klient czy też dostosować się do jego potrzeb, ale na tyle by siebie zachować?

Właściwie każdy obraz jest malowany z myślą o kimś, komuś dedykowany. Dla mnie są tylko szkicowniki. Nie znaczy to, że wolno malować pod czyjeś dyktando. Pewnej granicy nie można za nic przekraczać Co innego dedykacja a co innego realizacja konkretnych cudzych wyobrażeń wbrew sobie. To jest kwestia smaku.

Dziękuje za ciekawą rozmowę.

Dziękuję.

 


Rozmawiała Kamilla Otta, redaktor PrzepisNaBiznes.pl.